W naszych zlaicyzowanych czasach moja nieochrzczona córka chodzi na religie, bo lubi być ze swoja klasa. Nie bierze udziału w rekolekcjach itp i nie ma z tego powodu żadnych problemów. Trochę obawiałam się reakcji otoczenia, szczególnie w II klasie, gdy wszyscy żyją komunią (tez jakoś nie dostrzegam w tych przeżyciach elementów mistycznych; kolejna tradycja), ale moja córka nie miała żadnych problemów. Jest to na pewno przewaga życia w dużym mieście. Jej najlepsza przyjaciółka jest córką kobiety słuchającej Radia Maryja i jakoś dziewczynkom różnice światopoglądowe nie przeszkadzają w przyjaźni. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła ochrzcić moje dziecko, zadeklarować jego przynależność do jakiegoś kościoła, po czym nie dotrzymać słowa. Co prawda głównymi zobowiązującymi się w czasie chrztu są rodzice chrzestni, ale ich rola najczęściej kończy się po wyjściu z kościoła, albo niedługo później i ogranicza się do prezentów i niewiele ma wspólnego z procesem wychowawczym. Nie zgadzam się tez ze stwierdzeniem, ze chrzest da dziecku wolna rękę. Da na pewno poczucie przynależności do czegoś, do czego nie należny...