Znaleźć rodziców chrzestnych dla dziecka nie jest łatwo. Muszą być ochrzczeni, praktykujący, żyjący w związkach sakramentalnych, uczestniczący w życiu Kościoła. Muszą iść do spowiedzi, a w czasie chrztu do komunii. - Szukam już po znajomych, bo w rodzinie takich świętych nie ma - mówi pani Anna.
Jej synek ma dwa lata. Rok temu ksiądz, który przyszedł do domu po kolędzie, zwrócił uwagę Annie, że dziecko jest nieochrzczone. - Odpowiedziałam, że zamierzamy je ochrzcić w tym roku. I nawet słowa chciałam dotrzymać, ale nie znalazłam rodziców chrzestnych - zaznacza. Opowiada o poszukiwaniach. Pierwszy kandydat (brat Anny) nie może, bo nie jest bierzmowany. Przestał chodzić na religię w szkole średniej i do bierzmowania nie przystąpił. Kuzynka nie może, bo żyje bez ślubu. Kolejny kuzyn odmówił, bo za daleko mieszka. Jeszcze jeden chętnie byłby chrzestnym, ale jest w konflikcie ze swoim proboszczem, więc zaświadczenia, że może nim być, nie dostanie. - Poprosiłam w końcu przyjaciółkę, ale szczerze powiedziała, że choć sama jest ochrzczona, nie chce jej się przez te wszystkie procedury kościelne przechodzić. Może dałaby radę, ale u spowiedzi nie była z dziesięć lat, a kłamać nie chce - opowiada Anna. Co dalej? - A co ma być? Przyjdzie proboszcz po kolędzie, to go poproszę - niech mi kogoś w parafii znajdzie. Albo po znajomych poszukam - mówi.
Prawo kanoniczne precyzyjnie określa, jacy powinni być rodzice chrzestni. Muszą mieć ukończone 16 lat, przyjęty sakrament bierzmowania. Nie mogą być "letnimi" katolikami, ale "wierzącymi wyznającymi swą wiarę życiem zgodnym z nauką Kościoła". Nie mogą żyć w związkach niesakramentalnych. Chrzestnymi nie może być "młodzież szkolna, która nie uczestniczy w katechizacji". Co ciekawe, prawo kościelne mówi, że obowiązek przystąpienia do komunii w czasie nabożeństwa dotyczy tylko rodziców chrzestnych, a rodziców naturalnych tylko wtedy, gdy "nie mają przeszkód".
Jeśli katolika, który spełniałby wszystkie warunki, nie ma, można skorzystać z funkcji świadka chrztu. Ta opcja jest jednak zarezerwowana tylko dla kogoś, kto należy do niekatolickich wspólnot eklezjalnych. W praktyce wygląda to tak, że trzeba znaleźć jednego gorliwego katolika, a drugi chrzestny może być na przykład ewangelikiem albo prawosławnym. Obaj mogą uczestniczyć w chrzcie, ale pod warunkiem zapewnienia dziecku chrześcijańskiej edukacji.
- Łatwiej wziąć ślub w kościele z niewierzącym, niż spełnić wszystkie warunki potrzebne do ochrzczenia dziecka - mówi mama czteroletniego Jasia, który był chrzczony rok temu. Chrzestnymi byli dziadkowie, bo w rodzinie nie było dwóch katolików "bez przeszkód" (powody mniej więcej te same, jakie podaje pierwsza bohaterka). Mama Jasia miała już nawet wytypowanych rodziców chrzestnych: brata (po ślubie kościelnym, do sakramentów przystępuje) i kuzyna (bierzmowany, kawaler), ale dwaj mężczyźni jako chrzestni są wykluczeni. Mogła zdecydować się na jednego, ale chciała, by Jasiek miał dwoje chrzestnych, jak inne dzieci. Padło na dziadków.
Księża przyznają, że dzieci są chrzczone coraz później. - Kilka dni temu była u mnie w kancelarii pani z podobnym kłopotem. Nie może znaleźć chrzestnych. Problem, moim zdaniem, polega jednak na tym, że ludzie bardzo odpowiedzialnie podchodzą do tej funkcji. Nie chcą zobowiązywać się do czegoś, czego nie będą w stanie spełnić - mówi ks. Jan Przybocki. Duchowny dodaje, że nie bez znaczenia jest obciążenie finansowe, na jakie narażeni są chrzestni. - Od dłuższego już czasu zaczęły u nas obowiązywać rozbuchane standardy prezentowe. Na chrzest kasa, na komunię - laptop albo dobrej klasy aparat fotograficzny, ślub chrześniaka to wydatek rzędu kilku tysięcy złotych. Kto by takie obciążenia wytrzymał? - pyta.
Ks. Robert Nęcek, rzecznik krakowskiej kurii, twierdzi, że problem ze znalezieniem rodziców chrzestnych to przede wszystkim kłopot w dużych miastach. - Na wsiach i w mniejszych miejscowościach na pewno jest łatwiej. Problemem może być też lęk przed odpowiedzialnością. Sam znam przypadek dziecka, którego rodzice zginęli w wypadku. Ojciec chrzestny stanął na wysokości zadania i adoptował chrześniaka. Ale ilu takich dzielnych mężczyzn się znajdzie, nie wiem - mówi.
/Pełny artykuł Małgorzaty Skowrońskiej na portalu Gazeta-Kraków /