Jak sobie radzić z argumentami przeciwko niechrzczeniu?
Decyzję o niechrzczeniu dziecka trzeba zazwyczaj jakoś zakomunikować rodzinie. W polskich warunkach rzadko się zdarza, że spotka się ona ze zrozumieniem lub tylko ze wzruszeniem ramionami. Religia katolicka wciąż dominuje w naszym kraju więc rodzina może w mniej lub bardziej stanowczy sposób zaprotestować i domagać się wpasowania w powszechnie "obowiązujący" schemat. Członkami rodziny kierują zazwyczaj dobre intencje ważnym jest więc aby spokojnie i rzeczowo razem przedyskutować problem. Taka umiejętnie przeprowadzona rozmowa może rozwiać lub złagodzić obawy i wątpliwości nawet najbardziej zaciętej babci, siostry lub wujka.
Poniżej przedstawiamy i omawiamy listę najczęstszych argumentów i wątpliwości wysuwanych przez rodzinę.
Chrzest to odwieczna polska tradycja
Tradycje mają to do siebie, że przemijają - zwłaszcza te związane z religią. Pojawiają się w jakimś okresie czasu i żyją dopóki żyją ludzie, którzy widzą w nich sens i chcą je podtrzymywać. Nasi przodkowie kultywowali wieki temu piękne pogańskie tradycje czczenia świętych gajów i gór. Tych tradycji już nie ma - prócz niewielkiej grupki neopogan znają je tylko antropologowie i badacze kultur. Topienie Marzanny (pogańska (!) bogini zimy i śmierci) to tradycja, w którą angażowała się kiedyś cała wieś. Dziś podtrzymują ją tylko niektóre panie przedszkolanki.
Oczywiście chrztu nie można zaliczyć do tradycji zanikającej - wprost przeciwnie, statystyki wskazują, że wciąż ma się w Polsce całkiem nieźle. Rośnie jednak liczba rodziców, którzy nie widzą sensu w kultywowaniu tego akurat zwyczaju związanego z religią katolicką. W chrzcie widzą już tylko pusty rytuał, źródło dochodu dla biznesu około-chrzcielnego (ubranka, fotografowie, "co łaska") i okazję do wypitki ze szwagrem. A okazja do tego ostatniego znajdzie się przecież zawsze (pamiętna fraza z filmu "Miś").
Osoby wierzące powinny ochrzcić swe dziecko
Pierwsze pytanie jakie się pojawia to: Czy jestem osobą wierzącą lub na tyle wierzącą, aby wychowywać swoje dziecko w wierze katolickiej? Czy łączy mnie coś z religią do której "wpisali" mnie moi rodzice? A jeśli ten związek jest słaby, bardziej na zasadzie przyzwyczajenia i tradycji niż wiary, to czy nie lepiej by było pozostawić wybór dziecku? Pozostawienie wyboru co do chrztu to nie jest negacja wiary - to wyraz szacunku dla wolności światopoglądowej człowieka.
Trzeba powiązać dziecko z bogatymi chrzestnymi
Dosyć wątpliwym jest czy w dzisiejszych czasach ten argument ma sens. Bardzo rzadko można się po chrzestnych spodziewać czegoś więcej niż lepszego prezentu na I Komunię. Chrzestni niczym się w przyszłości nie będą różnić od "zwykłej" cioci lub wujka.
Chrzest to rytuał wprowadzenia dziecka do społeczności
Tego typu celebrowanie wejścia dziecka do społeczności nie ma już takiego znaczenia jak kiedyś w czasach wiecznych wojen i zagrożeń. Jednakże rodzice chcący zapewnić dziecku uroczyste wejście do społeczności nie są skazani na chrzest - coraz popularniejsze są niezwiązane z żadną religią Ceremonie Humanistyczne. Ceremonia Dedykacji dziecka prowadzona przez profesjonalnego mistrza ceremonii jest świetną i oryginalną alternatywą. Na stronie ceremoniehumanistyczne.pl można znaleźć taki opis:
"Nasza ceremonia ma proste, a jednocześnie głębokie założenia oparte na pragnieniu rodziców i bliskich, aby świadomie oddać się przyjemnemu ciężarowi wychowania potomków. Zakładamy, że miłość i troska o innego człowieka są esencją samospełnienia istoty ludzkiej. Społeczność ludzka jest tym, co kształtuje i wpływa na rozwój dziecka. Jako że w wychowaniu nie istnieje konieczność, ceremonia podkreśla jedynie potrzebę zapewnienia miłości i troski. Zakładamy również, że wychowywanie dziecka rozwija także rodziców, poprzez rozwój takich cech, jak współczucie, zrozumienie czy cierpliwość. Emocje wiążą rodziców z dziećmi, umożliwiając obopólny rozwój w kierunku pełni człowieczeństwa.
Ceremonia dedykacji kładzie główny nacisk na trzy rzeczy:
1) Nadanie dziecku tożsamości. Każda osoba jest wyjątkowa i nieskończenie ważna. Podczas ceremonii podkreślamy wagę tego założenia poprzez akt nadania dziecku imienia.
2) Związanie dziecka ze swoją społecznością. Rytuał dedykacji reprezentuje również wprowadzenie dziecka w społeczność ludzką. Ceremonia jest także sposobem na „powitanie” zarówno dziecka jak i rodziców w szerszym „kontekście” człowieczeństwa.
3) Ideały ludzkich dążeń i nadziei. Ważne jest, by ceremonia afirmowała nasze nadzieje, które wiążemy z dzieckiem, oraz najgłębsze marzenia ludzkości, które być może zostaną osiągnięte w czasie życia dziecka."
Dziecko będzie miało pretensje w przyszłości
Zgodnie z doktryną wielu wyznań protestanckich (zwłaszcza ewangelicznych) chrztu udziela się dopiero gdy człowiek stanie się osobą pełnoletnią, czyli taką, która jest w stanie świadomie podejmować decyzje sama za siebie i "świadomie oddać się Bogu". Zielonoświątkowcy uważają, że chrzest poprzedzić powinna świadoma wiara, gdyż jak jest napisane w Biblii: "Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony" (Marka 16:16). Nie zetknąłem się jeszcze z wypowiedziami protestantów skarżących się na to, że nie zostali ochrzczeni w wieku niemowlęcym. Widziałem za to wypowiedzi osób, które spotykają się z wieloma trudnościami przy próbie wyjścia z Kościoła katolickiego. Osoby te wyrażają czasem pretensje do swoich rodziców, że włączając swe dzieci do Kościoła zdecydowali za nie, a teraz oni (już jako osoby dorosłe) mają problem aby to "odkręcić".
Sakrament chrztu można uzyskać w każdym wieku - pozostawmy wybór dzieciom.
Kiedyś jeśli osoba nie chrzciła dziecka wiadomo było, że to komuch
Kiedyś być może występowało czasem takie przekonanie ze względu na obowiązujący, jedynie słuszny, socjalistyczny ustrój polityczny. Niektórzy chrzcili dzieci (nawet jeśli nie chcieli) aby nie być wziętym za komucha. Inni nie chrzcili (nawet jeśli chcieli) aby nie zepsuć sobie pięknie się rozwijającej kariery w PZPR. Niektórzy chrzcili w ukryciu, inni na pokaz. Dziś na szczęście ustrój polityczny daje nam pełną swobodę - możemy dokonywać wyborów zgodnie z własnym sumieniem. I to sumienie powinno być jedynym wyznacznikiem naszych działań.
Bez fundamentu wiary nie da się wychować dobrego człowieka
Polecam umieszczony w wydawnictwie "Niezbędnik ateisty" wywiad z Justyną Dąbrowską - psycholożką, terapeutką, redaktorką naczelną miesięcznika "Dziecko". Tekst nazywa się "Wychowanie bez Boga i poczucia winy", a oto jego fragment:
"Religia daje odpowiedzi na różne podstawowe egzystencjalne pytania niosące lęk. Na czym polega sens życia? Za co odpowiadamy? Co po śmierci? Jeśli wiemy, że jest jakieś następne życie, w lepszym świecie, to pewnie lęk przed śmiercią jest mniejszy. W religii mamy wytyczoną jedną, jedyną drogę. Tę właściwą. To pewnie niesie jakąś ulgę. Kiedy wychowujemy dzieci bez Boga, bez religii, to na wiele pytań musimy sami szukać odpowiedzi. Jeżeli na przykład uważamy, że sens nie jest dany nam z góry, to musimy sami, wkładając w to duży wysiłek, tworzyć ten sens. I to jest trudne, choć przynosi mnóstwo satysfakcji. To znakomita szkoła myślenia, szkoła refleksji, nieprzyjmowania niczego na wiarę albo dlatego, że "ktoś ważny tak powiedział". I w tym moje dzieci są bardzo mocne. Włożyliśmy też z mężem wiele wysiłku, żeby nauczyć je umiejętności przeciwstawiania się innym w sytuacji, która tego wymaga. I mam wrażenie, że to się udało. Żadne z nich nie jest podatne na grupowe ekstazy i są dość nonkonformistyczne.
(...) Pamiętam, że moje dzieci, kiedy były małe, przeżywały taki radosny, niezwykle twórczy romans ze światem. Uważały za oczywiste, że to jest miejsce pełne różnych wyznań, a nie pułapek. Tymczasem w kościele się mówi: moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Zawsze mną wstrząsało takie podejście."
Dziecko (bez chrztu) będzie prześladowane i poniżane w szkole
O tym, że nie jest to z góry przesądzone można przeczytać w dziale "Doświadczenia rodziców". Z całą pewnością teza ta nie jest prawdziwa w przypadku dużych, coraz bardziej kosmopolitycznych miast. Ludzie dorośli (inni rodzice) coraz mniej się interesują wyznaniem innych osób. Dzieci oczywiście mogą być złośliwe względem dzieci, które są "inne" - nieważne czy jest to jakaś choroba, rudy kolor włosów, dieta wegetariańska czy inne wyznanie. Dzieci mogą dokuczać innym tylko dlatego, że są wybitnie uzdolnione. Jeśli nam się takie zdolne dziecko przytrafi (oby!) to czy będziemy starać się doprowadzić dziecko do średniego poziomu (równać w dół)? Czy może wprost przeciwnie będziemy rozwijać jego talent i nauczymy je odwagi i umiejętności radzenia sobie w takich trudnych sytuacjach?
We wspomnianym wyżej tekście Justyny Dąbrowskiej można przeczytać:
"Czy dzieci niewierzących nie mają trudniej? Prawie każdy ma trudniej. Trudniej pod jakimś względem mają dzieci naukowców, marginesu społecznego, gwiazd estrady, intelektualistów, postpegieerowców, komunistów, lekarzy pediatrów, fanatyków (również religijnych), mniejszości narodowych i pewnie niewierzących też. Jestem przekonana - a badania potwierdzają to założenie - że to, co dziecku jest najbardziej potrzebne do jego rozwoju, to przede wszystkim dobra, pełna miłości relacja z co najmniej jednym z rodziców. Taki pierwszy, najbardziej pierwotny związek z kimś, kto jest oddany, kocha, rozumie i akceptuje. To jest fundament poczucia bezpieczeństwa. I dopiero gdy dziecko go ma, może eksplorować otoczenie, poszukiwać i dążyć do samorealizacji. Najtrudniej więc mają te dzieci, które nie są kochane"
Ochrzcij na wszelki wypadek (zakład Pascala)
Wikipedia tak objaśnia Zakład Pascala: rozumowanie przedstawione w Myślach przez Blaise'a Pascala mające dowodzić, iż warto wierzyć w Boga. Człowiek może wierzyć lub nie wierzyć w istnienie Boga. Jeśli wierzy, to traci życie doczesne (na rzecz modlitw i czynienia dobra) i otrzymuje życie wieczne. Jeśli nie wierzy, to zatrzymuje życie doczesne i traci życie wieczne. Pascal wywnioskował, że wiara bardziej się opłaca, ponieważ ryzykujemy tylko czas życia, który jest zazwyczaj krótki, a nagrodą może być życie wieczne. Niektórzy katolicy przedstawiają zakład Pascala jako argument za ochrzczeniem dziecka: "Słuchaj, ochrzcij dziecko - niczym nie ryzykujesz, a to się może bardziej dziecku opłacić".
Ten argument może się wydać przekonywujący, ale tylko do momentu, gdy uzmysłowimy sobie, że wybór nie ogranicza się tylko do dwóch alternatyw: Bóg katolicki albo nic. Jeśli uświadomimy sobie, że ludzkość na przestrzeni wieków wierzyła w tysiące innych bogów, a każdy z nich miał inne wymagania odnośnie "zbawienia" czy innego "wynagrodzenia" swoich wiernych, to sytuacja zmienia się diametralnie. Czy starając się zabezpieczyć dziecko przed gniewem każdego możliwego boga: każemy obrzezać noworodka, pojedziemy z nim do Mekki, zapłacimy 20 tysięcy dolarów na konto jakiejś sekty w USA, położymy dziecku na twarz ciepłą wątrobę renifera? Jaką mamy pewność, że chrzcząc dziecko w kościele katolickim stawiamy na właściwego Boga? Być może istnieje zupełnie inny Bóg, a chrzest jest dla niego ciężkim "grzechem"? Być może chrzcząc wyrządzamy dziecku krzywdę?
Aby trafiło do nieba (grzech pierworodny)
Kościół katolicki odszedł od wymyślonej przez Tomasza z Akwinu koncepcji limbus puerorum. Odeszła już w przeszłość idea, iż dziecko bez chrztu w razie nagłej śmierci czeka potępienie. Kościół twierdzi obecnie, że nie wiemy co się stanie z takim dzieckiem, ale pokładamy nadzieję w łasce Boga. Straszenie rodziców piekłem czy czyśćcem można już włożyć między bajki.
Kościół nadal jednak zachęca do chrzczenia dzieci tak szybko jak to tylko możliwe. No cóż - jest to doskonałe narzędzie rozszerzające bazę wiernych, a przez to pozwalające utrzymywać bardzo duży wpływ na życie społeczne i polityczne kraju.
Jak nie ochrzcisz nici ze spadku po babci
No cóż, tego typu argument również może paść. Osoby, które go stosują za nic sobie mają poglądy i uczucia innych (nawet najbliższych) i gotowe są posunąć się do szantażu, aby tylko postawić na swoim. W tej sytuacji można spróbować przesuwać w czasie decyzję o chrzcie aby sprawdzić czy tego typu groźby nie są tylko zwykłym blefem.
Zachęcamy do przysyłania do nas opinii na temat kontr(Argumentów).